Przez ponad 50 lat, ikoniczny James Bond uświetniał srebrny ekran z wstrząśniętym martini w ręku. Bez względu na to, kto wcielał się w postać super-szpiega – od gwiazdora lat 90-tych Pierce’a Brosnana do George’a Lazenby’ego – granie Bonda zawsze wymaga od aktorów wnoszenia nowych elementów do roli, jednocześnie pozostając wiernym rdzeniowi postaci. Najlepszy James Bond ma w sobie swawolę playboya, szybkość myślenia szpiega i wytrawny dowcip Brytyjczyka.

Ale jak zobaczymy, granie superszpiega Iana Fleminga to trudne zadanie – i nie każdy się do niego nadaje. Śledźcie, jak poprowadzę was przez głęboko stronniczy ranking najlepszych i najgorszych występów Jamesa Bonda.

George Lazenby: The Amateur

Into It: On Her Majesty’s Secret Service (1969)

Yikes: On Her Majesty’s Secret Service (1969)

Nie literówka. Koleś był tylko w jednym filmie. Podczas gdy portret Lazenby’ego nie zrobił wielkiego wrażenia, jego zakulisowa dramaturgia z pewnością tak. Wypatrzony w salonie fryzjerskim przez producenta Cubby’ego Broccoli, ówczesny model Lazenby szybko zdobył upragnioną rolę – tylko po to, by wszystko wykoleiło się w spektakularnym bałaganie.

W trakcie zdjęć Lazenby spalił wszystkie mosty, opisując, jak producenci traktowali go tak, jakby to była jego pierwsza praca aktorska (była?). Producent Cubby Broccoli nazwał Lazenby’ego swoją „największą pomyłką”, podczas gdy współscenarzystka Diana Rigg optowała za „cholernie niemożliwym.”

Odkładając na bok dramaty na planie, rzeczywisty występ Lazenby’ego jest do przyjęcia, co jest większym komplementem niż się wydaje. OHMSS pogrąża Bonda w mrocznym emocjonalnym terytorium – film zamraża nową narzeczoną Bonda, Tracy Di Vicenzo- a Lazenby wykonuje zaskakująco dobrą robotę z tym ciężkim materiałem. Jednocześnie trudno jest się wczuć w ból człowieka Bonda, ponieważ znamy go tylko przez dwie godziny. Womp womp.

Roger Moore: Here For A Good Time

Into It: Live And Let Die (1973)

Yikes: Remis pomiędzy dwoma niezamierzonymi arcydziełami: Moonraker (1979) i A View To A Kill (1985)

Mój ojciec zapewnia mnie, że Roger Moore (RIP) był uroczym człowiekiem, który większość swojego czasu spędzał na byciu miłym i dawaniu datków na cele charytatywne. Podczas gdy to rozgrzewa moje serce, ten artykuł jest o występach w Bondzie, nie o aktorach Bonda, a dla mnie, lekkoduszny Bond Moore’a nigdy nie był odpowiedni.

Bond Moore’a jest prawie zbyt chytry, zamaszysty i gładki. Nawet jeśli jest w wysokooktanowych sekwencjach akcji, rzadko czujesz, że jest w prawdziwym niebezpieczeństwie, ponieważ wszystko odbija się od niego. W miarę upływu czasu reżyserzy zaczęli czerpać wzorce z radosnej postawy Moore’a. Nie jest przypadkiem, że gdy główny aktor stawiał na powagę, w serii pojawiły się najbardziej niedorzeczne wątki i postacie – czyżby trójpalczasty złoczyńca Christophera Lee? Greenlighting filmu o nazwie Octopussy?

Widzę, dlaczego przyjęcie śmieszności przez Moore’a działa. Jego żywiołowość umieszcza widzów w świecie fantazji i rozrywki, a nie ponurego szpiegowskiego melodramatu. Dla ludzi, którzy lubią tego typu filmy o Bondzie, proszę bardzo! Ale dla mnie osobiście, są bardziej kuszące opcje.

Pierce Brosnan: We Could Have Had It All

Into It: GoldenEye (1995)

Yikes: Świat to za mało (1999)

W przeciwieństwie do większości krytyków filmowych, Roger Ebert zawsze dawał blockbusterom kredyt, na który zasługiwały. Opisując Goldeneye, Ebert trafił w sedno, kiedy napisał, że Pierce Brosnan jest „bardziej wrażliwy, bardziej podatny na zranienia, bardziej psychologicznie kompletny” niż poprzednie wersje Bonda. Jestem z Rogerem: łącząc absurdalny stopień przystojności z dowcipem i powagą, występ Brosnana w GoldenEye (1995) to perfekcja.

Był tylko jeden problem: Brosnan zrobił dokładnie jeden dobry film o Bondzie. Jego kolejne wysiłki, nawet Jutro nie umiera nigdy (1997) z niesamowitą Michelle Yeoh, nie zdołały osiągnąć olśniewających wyżyn GoldenEye. Gdyby kolejne filmy Brosnana pozwoliły mu nieco bardziej napiąć aktorskie muskuły, mógłby znaleźć się na szczycie tej listy. Ale man oh man, they did not.

Instead, poor Brosnan gives bedroom eyes to Denise Richards’s geologist Bond Girl, Dr. Christmas Jones, and says, „I thought Christmas only comes once a year.”

Timothy Dalton: The Dark Horse

Into It: Licence to Kill (1989)

Yikes: The Living Daylights (1987 i tutaj domyślnie – to świetny film!)

To jest miejsce, w którym mój millenialny kontrarianin błyszczy. Chociaż większość ludzi zapomina, że Timothy Dalton grał Bonda, w tym eseju będę dowodził, że w dwóch solidnych filmach, klasycznie wykształcony aktor wykonał świetną robotę. Dalton czerpał ze swojego doświadczenia z Szekspirem, aby faktycznie myśleć o tym, co czyniło Bonda tykającym, twórczy wybór, który doprowadził producentów do pochylenia się nad ultra ciemną Licencją na zabijanie z 1989 roku.

Z udziałem młodego Benicio Del Toro i rekina rozrywającego człowieka na strzępy, ten film nie żartuje, zapewniając niewygodnie brutalne spojrzenie na zabójcę Bonda do wynajęcia. Dalton idzie na całość w tej ziarnistej interpretacji szpiega Fleminga, współpracując z Robertem Davim, który gra szefa kartelu, aby uczynić bohatera i złoczyńcę bardziej podobnymi niż odrębnymi. To fascynujący eksperyment, który, moim zdaniem, utorował drogę Danielowi Craigowi we wspaniałym Skyfall.

Sean Connery: The Classic Choice

Into It: Goldfinger (1964)

Yikes: You Only Live Twice (1967; kill it with fire)

Czy ja w ogóle muszę pisać ten wpis? Według większości internetu, Sean Connery jest najlepszym Bondem. Równoważąc urok z odpowiednią ilością groźby, nie bez powodu portret Connery’ego ustanowił standard.

W tym samym czasie, ponieważ jest on tak oczywistym wyborem na pierwsze miejsce, powinienem wyjaśnić, dlaczego nie bierze złotego medalu tej listy. Mam dwa główne powody: Yellowface i po prostu trochę za dużo smarmu. Jako ktoś pełen #allthefeels, zbyt cool-for-schoolowy Bond Connery’ego pozostaje na drugim miejscu.

Daniel Craig: The Hill I Die On

Into It: Skyfall (2012)

Yikes: Quantum Of Solace (2008)

Walcz ze mną. Daniel Craig jest najlepszym Bondem. Wkraczając na scenę z oszałamiającym Casino Royale, Craig wniósł powagę i niechętną wrażliwość do człowieka, który pod wodzą innego aktora mógłby uchodzić za cwaniackiego playboya z wątrobą wymagającą poważnych zabiegów pielęgnacyjnych. Bond Craiga, emocjonalnie straumatyzowana sierota, pozbywa się poleru Brosnana i radości Moore’a, riffując na ukrytej brutalności Connery’ego i uwadze Daltona poświęconej psychologicznej głębi.

Przed kampową głupotą Spectre, Bond Craiga był jak dramat pod wpływem Tożsamości Bourne’a, co, w zależności od tego, kogo pytasz, oznaczało zdradzenie korzeni serii w pulpie z lat 60. Osobiście lubię, gdy sztuka podejmuje ryzyko i próbuje nowych rzeczy. Gdyby filmy o Bondzie pozostały takie same, prawdopodobnie przestałbym je oglądać.

Bond w XXI wieku

Era Daniela Craiga zmienia grę w jeden kluczowy sposób: zastanawia się nad wcześniejszymi odsłonami franczyzy Bonda i zamiast celebrować superszpiega, poważnie rozważa, co to znaczy uważać tego człowieka za bohatera. Podczas gdy filmy Brosnana utożsamiały Bonda z Good Guy’em, filmy Craiga nie mogą się z tym zgodzić. Przez cały okres pracy Craiga, Bond zmaga się z konsekwencjami swoich czynów. Jeśli wciąż naraża na niebezpieczeństwo kobiety, które kocha (jak Vesper Lynd Evy Green) i jest zmuszony eliminować sympatyczne ofiary-złoczyńców (jak Raoul Silva Javiera Bardema), to czy jego działania są naprawdę dobre?

Odmawiając uznania dobroci Bonda i MI6 za pewnik, filmy Craiga otwierają istotne i interesujące pytania o moralność filmów akcji, katastrofalne skutki międzynarodowego szpiegostwa oraz zmieniającą się naturę bohaterstwa i męskości.

Choć filmy Craiga mają jeszcze długą drogę do przebycia – wciąż stawiają brytyjskiego Bonda przeciwko zbyt wielu niejasno etnicznym i tym samym złym złoczyńcom – ta era Bondów obsadziła Naomie Harris w roli Moneypenny, zatrudniła aktora Bena Whishawa, by przejął rolę czarodzieja technologii Q, sprowadziła Lashanę Lynch, by zagrała nowego 007, i zatrudniła Phoebe Waller-Bridge, by współtworzyła scenariusz No Time To Die (2020). Innymi słowy, po dekadach Bonda w większości białego, hetero, kobiecego świata, czasy wreszcie się zmieniają.

The Man, The Myth

Każdy Bond zachowuje to, co cenimy w męskim bohaterze. Od eleganckiego, onieśmielającego Seana Connery’ego i jego armii jednowymiarowych dziewczyn Bonda do udręczonego Daniela Craiga i jego nieoczekiwanej przyjaźni z M, zmieniający się charakter Bonda oferuje widzom różne wizje męskości i moralności, z których każda jest dostosowana do konkretnego czasu w naszej wspólnej kulturze popularnej.

Podczas gdy Connery dał początek gładko gadającemu, niedostępnemu emocjonalnie zabójcy do wynajęcia, Bond Craiga bada, dlaczego w ogóle gloryfikowaliśmy ten rodzaj mężczyzny, jednocześnie, trzeba to powiedzieć, wpadając w wiele z tych samych pułapek. Mimo to doceniam, że Bond Craiga mierzy się z bagażem serii i próbuje zbudować coś lepszego. Filmy są często chaotyczne i niechlujne, ale hej, zadają chaotyczne, niechlujne pytania.

Dla mnie nowy Bond to przede wszystkim zerwanie z powłoką eleganckiego superszpiega i ujawnienie zagmatwanej plątaniny skojarzeń i wartości w środku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.