Podczas ostatniego wykładu na temat relacji między ciałem a umysłem, wspomniałem o najnowszym szaleństwie w dziedzinie łagodzenia niepokoju, kolorowankach. Przeznaczone dla dorosłych, zawierają one skomplikowane wzory, które stanowią nie lada wyzwanie dla pozostania w obrębie linii. Twierdzenie jest, że skupienie się na specjalnych wzorach odciąga umysł od niepokoju i stresu. Dowody są pobieżne, ale miliony kolorowanek znikają z półek i trafiają na szczyty list bestsellerów. To samo w sobie mówi coś o naszym społeczeństwie.

Po moim przemówieniu podeszła do mnie pewna pani, która twierdziła, że ma coś lepszego niż kolorowanki na złagodzenie niepokoju i wsunęła mi do ręki fiolkę pełną tabletek. Nie wyglądała na tajnego handlarza narkotyków, więc pomyślałem, że spojrzę w dół i znajdę tam jakieś tabletki lorezapamu, a może dziurawca. Tak się jednak nie stało. Na etykiecie fiolki widniał napis „Arsenicum album 30C.”

Nie, ona nie próbowała mnie otruć. To były homeopatyczne pigułki arszeniku oparte na ciekawym założeniu, że substancja, która w dużych dawkach wywołuje pewne objawy, może, w homeopatycznej potencji, odstraszać te same objawy. Ponieważ zatrucie arszenikiem wiąże się z lękiem i niepokojem, osoba cierpiąca na takie objawy powinna znaleźć ulgę w homeopatycznej dawce arszeniku. W dziwacznym świecie homeopatii siła działania wzrasta wraz z większym rozcieńczeniem, a dawka 30C jest podobno niezwykle silna. Taka pigułka jest wykonana przez sekwencyjne rozcieńczanie roztworu arszeniku sto razy trzydzieści razy, a następnie impregnowanie pigułki cukru kroplą końcowego roztworu. Przy rozcieńczeniu 30C, nie tylko nie ma śladu arszeniku w lewo, nie ma nawet cząsteczki wody, która kiedykolwiek spotkała się z oryginalnym arszenikiem.

Homeopatia jest naukowo zbankrutowaną praktyką, która została wymyślona ponad dwieście lat temu przez niemieckiego lekarza Samuela Hahnemanna, który był rozczarowany upuszczaniem krwi i oczyszczaniem, powszechnymi procedurami medycznymi w tym czasie. Był on dobrym człowiekiem, który poszukiwał łagodniejszych metod leczenia i homeopatia pasowała do tego schematu. Ponieważ wiedza o cząsteczkach prawie nie istniała w tamtych czasach, Hahnemann nie mógł zdawać sobie sprawy, że jego rozcieńczone roztwory nie zawierają niczego. Prawda jest taka, że jednak coś zawierały. Spora dawka placebo!

Teraz mamy tu kopa do tej historii. Hahnemann miał spore osiągnięcia w chemii i faktycznie opracował pierwszy chemiczny test na arszenik. W 1787 roku odkrył, że arszenik w nieznanej próbce został przekształcony w nierozpuszczalny żółty osad trisiarczku arsenu po potraktowaniu gazem siarkowodoru. Kiedy w 1832 roku John Bodle w Anglii został oskarżony o otrucie swojego dziadka poprzez dodanie arszeniku do kawy, John Marsh, chemik z Królewskiego Arsenału, został poproszony o zbadanie próbki kawy. Chociaż udało mu się wykryć arszenik w kawie za pomocą testu Hahnemanna, eksperyment nie mógł być powtórzony w sposób zadowalający ławę przysięgłych i Bodle został uniewinniony. Wiedząc, że nie może być ponownie sądzony za to samo przestępstwo, przyznał się później do zabicia swojego dziadka.

To wyznanie rozwścieczyło Marsha i zmotywowało go do opracowania lepszego testu na obecność arszeniku. Do 1836 roku odkrył, że potraktowanie próbki płynu ustrojowego lub tkanki cynkiem i kwasem przekształca arszenik w gaz arsynowy, AsH3, który może być następnie przepuszczony przez płomień, aby uzyskać metaliczny arsen i wodę. Arszenik następnie utworzyłby srebrzysto-czarny osad na zimnej ceramicznej misce trzymanej w strumieniu płomienia, a ilość arsenu w oryginalnej próbce mogła być określona przez porównanie intensywności osadu z tym wytworzonym ze znanymi ilościami arsenu.

Test Marsha uzyskał duży rozgłos w 1840 roku, kiedy Marie LaFarge we Francji została oskarżona o zamordowanie męża przez dodanie arszeniku do jego jedzenia. Marie była znana z tego, że kupiła arszenik od lokalnego aptekarza, który, jak twierdziła, miał zabić szczury, które zalęgły się w domu. Jedna ze służących przysięgła, że widziała, jak jej kochanka wsypywała biały proszek do napoju męża, a Marie wysłała również ciasto mężowi, który podróżował w interesach, tuż przed tym, jak zachorował. Rodzina zmarłego męża podejrzewała, że Marie go otruła i w jakiś sposób weszła w posiadanie resztek jedzenia, do którego rzekomo dodała arszenik. Test Marsha wykazał obecność arszeniku w jedzeniu i w próbce egg nog, ale kiedy ciało ofiary zostało ekshumowane, chemik prowadzący badanie nie był w stanie wykryć arszeniku.

Aby pomóc udowodnić niewinność Marie poprzez potwierdzenie wyników badania ekshumowanego ciała, obrona zatrudniła Mathieu Orfila, chemika uznanego za autorytet w dziedzinie testu Marsha. Ku rozgoryczeniu obrony, Orfila wykazał, że test został przeprowadzony nieprawidłowo i wykorzystał test Marsha, aby niezbicie udowodnić obecność arszeniku w ekshumowanym ciele LaFarge’a. Marie została uznana za winną i skazana na dożywocie. Kontrowersyjna sprawa zawładnęła wyobraźnią opinii publicznej i była uważnie śledzona przez gazety, które uczyniły z Marie LeFarge celebrytkę. Do historii przeszła również jako pierwsza sprawa, w której wyrok skazujący został wydany na podstawie bezpośrednich sądowych dowodów toksykologicznych. Ze względu na rolę, jaką Mathieu Orfila odegrał w tej sprawie, często uważa się go za „twórcę nauki toksykologii”. Test Marsha stał się tematem codziennych rozmów, a nawet stał się popularną demonstracją na placach targowych i podczas publicznych wykładów. Miało to interesujący skutek uboczny. Zatrucia arszenikiem znacznie się zmniejszyły, ponieważ istnienie sprawdzonego, wiarygodnego testu służyło jako czynnik odstraszający.

As far as claims about relieving anxiety with homeopathic arsenic go, well, they cause me anxiety. Myślę, że spuszczę te homeopatyczne tabletki do odpływu (bez obaw o zanieczyszczenie arszenikiem) i kupię kolorowankę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.