.
Zanim Matt Dillon zgodził się zagrać tytułową rolę w „The House That Jack Built” – niepokojącej i zapalnej epopei o sfrustrowanym seryjnym mordercy, który przez długie lata swojego dorosłego życia żeruje na najróżniejszych kobietach – zapytał scenarzystę-reżysera Larsa von Triera, dlaczego chciał nakręcić taki film. Według Dillona, który rozmawiał z IndieWire przez telefon, von Trier odpowiedział, że interesuje go namalowanie pewnego rodzaju autoportretu: „’Większość męskich postaci w moich filmach to pieprzeni idioci, ale ten facet jest taki jak ja. Jack jest najbliższy mnie samemu. Tyle, że nie zabijam ludzi.”
Jasne, Lars. Tak czy inaczej, morał z tej historii jest taki, że Dillon wiedział, w co się pakuje, kiedy zgodził się wystąpić w filmie. Nie ułatwiło mu to przygotowania do tego, czego ostatecznie wymagał jego występ, ani pogodzenia się z tym, jak może zostać odebrany.
Z miejsca, w którym siedział na osławionej premierze filmu w Cannes, Dillon nie miał pojęcia, że publiczność uciekała z kina za nim. „Tak naprawdę nie zauważyłem walkoutów” – wspominał aktor. „Wszyscy mówili, że ludzie masowo wychodzili, ale po zakończeniu filmu spotkaliśmy się z naprawdę dobrym przyjęciem, więc działo się coś polaryzującego”. Dla gwiazdy nieuchronnie kontrowersyjnego nowego opus von Triera – pierwszego z dzieł duńskiego prowokatora wyświetlanego w Cannes od czasu, gdy został on wykluczony z festiwalu w 2011 roku za stwierdzenie, że empatyzuje z Adolfem Hitlerem – była tylko jedna reakcja, która naprawdę utkwiła mu w pamięci z tego pierwszego seansu: „Odwróciłem się do Larsa po napisach końcowych i powiedziałem mu, że to było świetne, a sposób, w jaki na mnie spojrzał, sprawił, że pomyślałem: 'O kurwa, nie powinienem był tego mówić’. Jakby z tym filmem było coś nie tak, bo mi się podobał.”
Popularne na IndieWire
Refleksja na temat tego doświadczenia kilka miesięcy po fakcie, Dillon – reżyser we własnej osobie, obecnie kładący ostatnie szlify na dokumencie o kubańskim muzyku scat Francisco Fellove – najwyraźniej wciąż pracował nad swoimi przemyśleniami na temat „The House That Jack Built”, jak również nad swoją sprzeczną decyzją o zagraniu jego bohatera. Czy coś jest nie tak z filmem, bo mu się podobał, czy coś jest nie tak z nim samym, bo zgodził się w nim wystąpić?
Podkreślając, że żadna z tych rzeczy nie jest koniecznie prawdą, aktor – niepokojąco błyskotliwy w filmie i bardziej zamyślony i kontemplujący jego znaczenie niż dumny troll jak von Trier kiedykolwiek by sobie na to pozwolił – był ostrożny w słowach i szczery w swoich wątpliwościach podczas naszej godzinnej rozmowy.
„Był taki okres czasu, kiedy byłem jak, 'Nie mogę zrobić tego filmu,'” powiedział Dillon. „Ten temat był naprawdę zniechęcający i trudny. Był w pewien sposób niepokojący. A jednak była też część mnie, która była naprawdę podekscytowana twórczym potencjałem tej całej sprawy. Von Trier jest bezkompromisowym wizjonerem, jednym z prawdziwych mistrzów, a tutaj będziemy badać część ludzkiej natury, o której tak mało wiemy. Nie przychodzi mi na myśl wiele filmów, które naprawdę zagłębiały się w inferno.”
Nie zważając na ich wspólne zainteresowanie otchłanią, Dillon był początkowo sceptycznie nastawiony do tego, dlaczego von Trier chciał go obsadzić w roli socjopatycznego potwora; pomysł może nie wydawać się zbyt podkręcający dla filmowca, który wcześniej zatrudniał wszystkich, od Björk po Shia LaBeoufa, ale Dillon nie mógł się powstrzymać, ale wzdrygnął się, kiedy zobaczył, że pitch zmierza w jego stronę. „’Dlaczego ja!?”, pomyślał aktor. „’Co dało ci wrażenie, że byłbym dobrym facetem do zagrania seryjnego mordercy?”. Kiedy zadał von Trierowi to pytanie wprost, odpowiedź, którą otrzymał, mogła sprawić, że żałował, że nie trzymał gęby na kłódkę: „Powiedział mi, że podoba mu się moja twarz!”
Lars von Trier i Matt Dillon
Vianney Le Caer/Invision/AP/REX/
Von Trier polubił twarz Dillona, Dillon polubił filmy von Triera i ruszyli na wyścigi. I chociaż aktor szybko stwierdził, że zdjęcia do filmu były „świetną zabawą” i nie były tak mroczne, jak można by sądzić po obejrzeniu gotowego produktu, to po drodze było kilka momentów, które zmusiły go do ponownego rozważenia udziału w filmie.
„Nie byłem pewien co do otwierającej sceny z Umą Thurman,” powiedział, odnosząc się do długiej i osobliwej sekwencji, w której milczący Jack niechętnie zatrzymuje się, aby pomóc pozostawionej na pastwę losu motocyklistce, która następnie nakłania go do zamordowania jej. Jack bije kobietę na śmierć jej własnym podnośnikiem samochodowym, a okrucieństwo to jest nie mniej trudne do oglądania tylko dlatego, że ofiara pomogła mu w tym. „Wydawało mi się, że to jedyny moment, w którym Jack był bierny” – mówi Dillon – „ale potem wszystko stało się dla mnie jasne: To wszystko jest w głowie Jacka! Postać Umy jest bardzo realna, ale kiedy ona zaczyna mówić, słowa, które słyszymy… to jego wewnętrzne myśli. Powiedziałem o tym Larsowi, a on rzucił mi spojrzenie w stylu 'przyłapałeś mnie’.”
Ale ta część ledwie go zmartwiła w porównaniu ze sceną w środku filmu, w której Jack odwiedza dziewczynę, do której odnosi się protekcjonalnie jako do „Simple” (Riley Keough). Po tym, jak mówi niezainteresowanemu policjantowi, że zamordował 67 osób i jest chętny, aby Simple była 68-tą, Jack spełnia swoją groźbę. Najpierw znęca się nad dziewczyną i kpi z jej bezradności, a następnie niczym chirurg plastyczny kreśli dwie czarne linie wokół dolnej części jej piersi i amputuje je obie. Ciężko się to ogląda, nawet jak na standardy von Triera.
„Prawie nie zrobiłem filmu z powodu sekwencji z Riley,” powiedział Dillon. „To było dla mnie trudne, a w dniu premiery jeszcze trudniejsze, ponieważ Riley jest bardzo wiarygodna w byciu przerażoną. A robienie z kogoś tak przerażonej osoby to coś, czego nie chciałabym nigdy nikomu robić. Ale taki właśnie jest ten film. To fikcja i mam wrażenie, że to trochę kiepskie, żeby wnosić na plan taki rodzaj moralności. Trzeba na to spojrzeć i powiedzieć: 'Gram tę postać, a ta postać nie ma empatii. Jest jak osoba, która urodziła się chora, ma jakąś chorobę i brakuje jej tego bardzo naturalnego elementu, który posiada zdecydowana większość istot ludzkich.”
„Który ja posiadam,” dodał szybko. „Jasne, potrafię się złościć i jestem dość intensywną osobą, ale mam empatię.”
Dla Dillona empatia jest różnicą między wartościową sztuką a nikczemnymi okrucieństwami. To dlatego Jack nie jest w stanie zrobić nic pożytecznego ze swoich morderstw, ale film o nim mógłby mieć premierę na najbardziej prestiżowym festiwalu na świecie. Wciąż zastanawiając się nad sekwencją z Keough i nad oczywistą ironią przekonania swojego bohatera, że to on jest ofiarą swoich brutalnych spotkań, Dillon prześledził linię, która oddziela von Triera od jego ekranowej postaci: „Lars nie jest głosem Jacka, on tworzy dyskusję między tymi wszystkimi różnymi ludźmi. To film o nieudanym artyście w takim samym stopniu jak film o seryjnym mordercy. Powodem, dla którego Jack jest nieudanym artystą, jest brak empatii. Bez niej nie można zrobić nic dobrego.”
„The House That Jack Built”
IFC Films
Słowa Dillona przywodziły na myśl jedną z pamiętnych solilokwencji Jacka: „Niektórzy ludzie twierdzą, że okrucieństwa, które popełniamy w naszej fikcji, to te wewnętrzne pragnienia, których nie możemy popełnić w naszej kontrolowanej cywilizacji, więc zamiast tego wyrażamy je w naszej sztuce. Ja się z tym nie zgadzam. Wierzę, że niebo i piekło to jedno i to samo. Dusza należy do nieba, a ciało do piekła. Dusza to rozum, a ciało to wszystkie niebezpieczne rzeczy”. Oglądając „The House That Jack Built” z perspektywy Dillona, film zaciera przepaść między tymi dwoma rozwarstwionymi sferami. Staje się ostatnią i najbardziej osobistą próbą von Triera, by sparodiować samego siebie, przekroczyć granice artystycznej ekspresji, skonfrontować się z faktem, że dobro i zło współistnieją w nas wszystkich, i śmiać się z prawdy, że – w głębi duszy – nawet najbardziej nędzni ludzie wierzą, że są godni odkupienia.
Im dalej posuwa się film, tym bardziej obłąkany staje się Jack, a im bardziej obłąkany staje się Jack, tym wyraźniej zmienia się w awatara swojego twórcy. Ta dynamika nie jest szczególnie subtelna: w pewnym momencie von Trier wcina do tego filmu fragmenty swoich poprzednich filmów, tak jakby jego trajektoria zawodowa biegła równolegle do zabójstw Jacka. To brutalne (acz uśmiechnięte) samouwielbienie filmowca, którego praca często traktowana jest jak rodzaj przestępstwa, a także niezwykle szczera próba lepszego zrozumienia własnych artystycznych impulsów przez twórcę.
Na dobre i na złe, „The House That Jack Built” to 150-minutowa rozmowa von Triera z samym sobą. Zbliżając się do końca długiego i zaciekłego dorobku, von Trier skutecznie przeprowadza autopsję samego siebie (Dillon zdementował pogłoski, że będzie to ostatni film reżysera: „Co jeszcze zrobi?”).
„Podoba mi się, że Lars obejmuje kontrowersyjność tego wszystkiego”, powiedział Dillon, „i uwielbia być polaryzujący – to po prostu część jego bezkompromisowej natury. Ale nie jest złym człowiekiem. Ten film nie jest złym czynem. To eksploracja i medytacja nad złem. To dzieło sztuki. Spotkałem się z ostrą krytyką za to, co powiedziałem, ale uważam, że to w porządku, że widzowie mogą być tym poruszeni! Tak, to jest rozrywka…”
Zatrzymał się. Następnie: „Właściwie, to nie wiem o tym. Pozwólcie, że się cofnę. To nie jest rozrywka w tradycyjnym sensie, ale jest to rzecz fikcyjna. Nikt nie został skrzywdzony podczas kręcenia tego filmu.”
Jeśli w ogóle, Dillon uważa, że oglądanie go może pomóc ludziom. „To wezwanie do przebudzenia!” powiedział. „To wersja Larsa mówiąca: 'Hej, to się dzieje na świecie, a udawanie, że tak nie jest, jest hipokryzją. Jest wiele hipokryzji w społeczeństwie i sposobie, w jaki patrzymy na to, co jest akceptowalne, a co nie.” Powrócił do sceny z Simple, która wciąż go nurtuje, i zasugerował, że apatyczny policjant jest wyrazem społeczeństwa, które ma rozchwiane priorytety – które jest bardziej urażone zagrożeniem dla swojej wrażliwości niż faktycznym bezpieczeństwem.
„The House That Jack Built”
IFC Films
Case in point: Kiedy von Trier wypowiedział się na temat Hitlera na konferencji prasowej w Cannes, dostał zakaz. Ale „The House That Jack Built” zawiera sekwencję, która powraca do tego samego pomysłu z większą powagą, i został zaproszony na festiwal na pokaz galowy. „Ludzie są oburzeni, bo musieli założyć strój wieczorowy, żeby zobaczyć taki film,” powiedział Dillon. „A może ich oburzenie mogłoby być bardziej ukierunkowane na jakieś prawdziwe gówno, które się dzieje!”. On może nie być niczym podobnym do postaci, którą gra w tym filmie, ale nie mogą pomóc, ale dzielą ten sam głos.
„Jestem bardzo przeciwny cenzurze”, kontynuował aktor. „Pierwsza poprawka? To jest jedna, z którą się zgodzę. Druga poprawka? Nie bardzo. A Lars właśnie to praktykuje. Jest odważny. Nie jest odważny w każdym aspekcie swojego życia, ale jako filmowiec ma dużo odwagi. To, co jest wspaniałe w Larsie, to fakt, że daje ci pozwolenie na robienie wszystkiego, co chcesz. Kamera jest prowadzona z ręki, podąża za tobą, więc możesz iść gdziekolwiek chcesz. Przez cały czas dopuszcza możliwość porażki. Nawet po skończeniu filmu! Mogę powiedzieć o tym doświadczeniu, co tylko chcę. Jeśli ludzie się denerwują, on po prostu mówi „obwiniaj mnie”. To dlatego aktorzy są tak dobrze traktowani w jego filmach, a ludzie lubią z nim pracować.”
Dillon zbył przypomnienie, że – na planie „Dogville” von Triera – obsada wymagała kabiny zwierzeń na planie, gdzie mogliby wyrzucać swoje żale na reżysera. Nagrania tych żalów były na tyle niezwykłe, że powstały z nich osobne filmy. Aktor Stellan Skarsgård, który wielokrotnie współpracował z von Trierem, może usłyszeć, jak odnosi się do von Triera jako „hiperinteligentnego dziecka, które jest lekko zaburzone, bawi się lalkami w domku dla lalek, obcinając im głowy obcinaczkami do paznokci.”
Wyraźnie widać, że doświadczenie Dillona było nieco inne. Dla niego wszystko wróciło do posiłku, który dzielił z von Trierem przed rozpoczęciem zdjęć: „Zabrał mnie na kolację i po prostu powiedział 'Dlaczego nie spróbujesz mi zaufać?’. A ja pomyślałem 'wiesz co? To jest naprawdę dobra uwaga.”
Read More: 'The House That Jack Built’: Watch Clips From the Lars von Trier Serial Killer Film That Outraged Cannes
Dillon mógł bezgranicznie ufać von Trierowi, ale wiara prowadzi tylko do pewnego stopnia. Siadając na światowej premierze filmu, wciąż nie był pewien, czy podjął właściwą decyzję. „Będę z tobą szczery, wciąż miałem wątpliwości, kiedy zgasły światła. Zawsze istniała możliwość, że odrzucę możliwość zobaczenia siebie grającego kogoś takiego. Jeśli film by się nie udał, zagrałbym tę brzydką postać na darmo. To kwestia ego… Boisz się, że zobaczysz siebie robiącego takie rzeczy i że to będzie naprawdę przykre. A potem zobaczyłem film i to była dla mnie prawdziwa ulga, bo powiedziałem sobie: „Och, oczywiście, to tylko postać!”. Pozwoliło mi to robić rzeczy, których nigdy wcześniej nie robiłem i chodzić w miejsca, w które nigdy wcześniej nie chodziłem.”
Dillon zrobił pauzę, ważąc pełną wartość doświadczenia. „To była świetna rola” – powiedział, zdając się pogodzić z decyzją o zagraniu tej roli.
Czy coś jest nie tak z tym filmem, czy z nim samym, czy też z tym, że go nakręcił, jest wdzięczny za możliwość spoglądania w otchłań i niecierpliwie czeka na to, co widzowie zobaczą na ekranie. Oddźwięk na „The House That Jack Built” może się tylko nasilić teraz, kiedy film jest dostępny do obejrzenia w Stanach Zjednoczonych, ale Dillon jest przygotowany, by sobie z tym poradzić – uczył się od mistrza. „Pamiętam reakcję, z jaką spotkał się film w Cannes” – mówi – „ale pamiętam też reakcję Larsa na tę reakcję. Powiedział: 'Jęki mnie uspokajają’.”
„The House That Jack Built” jest już dostępny w kinach i na VOD za pośrednictwem IFC Films.